wybaczcie że na maile nie odpisuję-odpiszę-obiecuję!
że i u Was śladu nie zostawiam,choć czytam Was czytam!w trakcie nocnego karmienia:)i podziwiam, no podziwiam że posty codziennie dodajecie,a jak nie codziennie to taki że mnie zazdrość zjada:)bo i słowo piękne i zdjęcia...jak,jak Wy to robicie? receptę proszę słać:)!
bo u Nas...wkradła się lekka dezorganizacja,a ja to już nawet nie wiem jaki dzień mamy i jak mam na imię!
wpadam tylko na chwilkę,by się z Wami pożegnać,bo to już dziś właściwie za kilka godzin lecimy do Polski z Marcysią!
Tydzień wycięty z życiorysu zabiegany i w biegu.
Post który już tak długo chodzi mi po głowie,zaczęty pojęcia nie mam kiedy go dokończę,tyle tam wspomnień mych z dzieciństwa,a ja teraz głowy nie mam,to znaczy-mieć ją mam, wciąż na swoim miejscu,ale nie do użytku...
do parady raczej też nie...bo Alicja patrząc na mnie wczoraj pyta,gotowa jesteś? a ja że tak,przecież dzwoniłam że możesz schodzić,na co Ona Paula...a widziałaś się w lustrze?
oj tam, ja tu myślę że jej o te wory pod oczami chodzi,albo że blada jak ściana jestem,a się na czarno ubrałam,a Ona mi mówi no przecież włosów nie uczesałaś!!!!
no jak nie? jak tak! w mokrych poszłam spać,rano wstaje każdy w inną stronę,to wyczesałam,poczorchałam lekki lakier...i se myślę że nawet fajne takie z pazurem...a Ona mi że się nie czesałam! pfff
W domu jak i na głowie,lekki nieład ,jak to mój mąż mówi- artystyczny bałagan, taki artystyczny że potykam się o wszystko co stoi lub leży na podłodze, walizki na środku pokoju bo przecież spakować się trzeba, a i to jakoś nie specjalnie mi idzie,bo siedzę patrzę na nie i nie wiem od czego zacząć...
ile śpiochów,ile spodenek,sweterków....w końcu pakuje cała jedną dla Marcysi, na moje nie ma już miejsca,więc od nowa wyjmuję,odkładam,pakuje! no i tak chyba trzy razy...
Odkąd jest Marcysia wciąż uczę się życia z tym małym człowiekiem,teraz codzienne wyjście do sklepu,to lada wyczyn dla Nas,czasem z ręką na sercu, to i nawet dwie godziny się wyszykować nie możemy,to znaczy ja matka nie mogę;)no bo przecież trzeba pieluszkę przebrać,a to kolka złapała, więc trzeba suszarę użyć bo inaczej,to ani rusz,pózniej nakarmić bo zdążyła zgłodnieć,przebrać bo to co zjadła zawróciła.
A zakupy to już do perfekcji opanowane,zawsze w biegu,bo mnie wyrzuty sumienia, spokoju nie dają,że zamiast spacerować to ją na zakupy biorę do tego hałasu,tych półek co to oczo pląsu można dostać,a jak już zaczyna się w te jarzeniówki wpatrywać to w myślach się od wyrodnej matki wyzywam!;)
Od trzech dni usilnie chodzę po tych sklepach,by choć prezenty świąteczne kupić,i wracam bez prezentów!
Pierwszy dzień to tak rodzinnie do wielkiego centrum handlowego, po godzinie było tak!
a długo jeszcze? nie to nie jest ładne! to no co Ty...
po dwóch godzinach jeszcze nic nie kupiłaś?
po trzech...to ja już w głowie,że za długo bo Marcysi to za ciepło przecież,bo pampersa trzeba przebrać,bo za dużo wrażeń dla Niej...
i wracamy do domu z skarpetkami i piżamą!
Drugi dzień to już z Alicją, tą co to się wstydziła ze mną jechać;)
pierwsza godzina to najpierw popatrzymy co Nam się spodoba,a pózniej wrócimy po to co najlepsze...
druga godzina idziemy coś zjeść...
trzecia godzina telefon do męża,a tam płacz w słuchawce bo akurat kolka Marcysię złapała,no to ja chodzę za tą Alą myślami już w domu z Nią...i z wyrzutami że ją samą z tatą zostawiłam,jak Ona teraz na etapie mamy tylko...
Dzień trzeci dwie matki idą na szybkie zakupy:) czyli ja i Sabinka,ja z Marcysią,Sabina z Danielem rówieśnikiem Marcysi-dwa dni różnicy,Marcysia łobuziara mała termin porodu mu ukradła:)
Pójdziemy na nogach co by to dzieci powietrza się świeżego nawdychały,idziemy,idziemy,zimno,wiatr wieje,pod tą górę z wózkami,Ona po drugiej stronie ulicy,ja po drugiej,po za wąski chodnik.
Zamiast do sklepów po second handach chodzimy,bo Nas zapraszają panowie co na ulicy stoją,w jednym wszystko za euro:) wychodzę z bluzką,w drugim- nowym promocja:)! wychodzę z nowymi świecznikami za 4 e, Danielek cały śpi,moje dziecko nawet mowy nie ma,więc mnie znów te wyrzuty biorą,i mi się odechciewa dalszego chodzenia,jeszcze tylko Polski sklep,i się ciemno zrobiło...dzwonimy po Naszych mężów co by to po Nas przyjechali, i wracamy bez prezentów...znów....!
Ale wracając rozmawiamy,śmiejąc się,że życie Nasze do góry nogami się przewróciło,że teraz wszystko w okół tych maluchów w wózkach się kręci,że wcześniej tak jakoś wszystko bardziej poukładane było,że więcej czasu ,że na spokojnie...wszystko pod linijkę z zegarkiem w ręku...
i że to przecież bardziej nudno,tak jakoś,że pusto-za idealnie,że to życie przed...a bez Nich to jakieś nie takie jak być powinno?że teraz mimo tej dezorganizacji,mimo tych nie przespanych nocy,worków pod oczami i barku cierpliwośći jest takie jak być powinno...
a za chwilę,jak już pakować te walizki skończę,i tę odprawę przejdę z tym wózkiem którego składać nie potrafię,i się pewnie zgrzeję,i słabo mi się z nerwów zrobi,i tysiąc razy przeklnę,że kretynka jestem bo zle bilety zabukowałam,i same lecimy...będziemy w Polsce...tak jakoś bliżej Was...
i choć mam nadzieję do Was zaglądać!:) to pewnie posta mi się już napisać żadnego nie uda:(
żegnam się z Wami! mając nadzieję że za ten miesiąc jeszcze o mnie pamiętać będziecie....
Ściskam mocno życzenia wpadnę złożyć,choćbym to na tych rzęsach miała stanąć co sobie dla kaprysu chcę przedłużyć;)!
kilka zdjęć z iphona bo aparat zabrałam,ale bez karty pamięci:)